Umorzenie sprawy Kai Godek – pokrzywdzony w sprawie o zniesławienie
W dość zaskakujący dla wielu sposób zakończyło się postępowanie karne prowadzone wobec znanej aktywistki pro-life Kai Godek. Sprawa została umorzona przez to, że oskarżyciel prywatny nie udowodnił, że… jest gejem. A to przedstawiciele właśnie tej grupy osób mieli być obrażeni przez oskarżoną na antenie Polsatu. Czy umorzenie sprawy Kai Godek to skutek luki w prawie? Czy sprawa miałaby szansę zakończyć się w inny sposób?
Opowiadająca się za prawem do życia działaczka w jednym z publicystycznych programów zdecydowała się skomentować pierwszy film braci Sekielskich o pedofilii w kościele. Wieńcząc swoją wypowiedź, wskazała, że „geje chcą adoptować dzieci, bo chcą je molestować i gwałcić”. Ta oburzająca i niepoparta żadnymi dowodami teza dotknęła wiele osób. Wśród nich zapewne znaleźli się zarówno sami homoseksualiści, jak i osoby wspierające ruchy LGBT czy zwykli obywatele neutralni światopoglądowo.
Przestępstwo zniesławienia
Nie wszyscy poprzestali na wyrażeniu swojego niezadowolenia w sieci, dlatego też Kaja Godek stanęła przed obliczem wymiaru sprawiedliwości. Wobec aktywistki złożono prywatny akt oskarżenia o przestępstwo zniesławienia. Dokładnie chodzi tutaj o czyn z art. 212 Kodeksu karnego, który w §1 stanowi, że:
Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.
Kara dla oskarżonej teoretycznie mogła być jeszcze surowsza, gdyż niewątpliwego zniesławienia dopuściła się ona za pomocą środków masowego komunikowania. Jest to kwalifikowany typ pomówienia, za który grozi nawet kara pozbawienia wolności do roku.
Problemem natomiast okazał się fakt, że zniesławienie jest przestępstwem ściganym z oskarżenia prywatnego. Oznacza to, że w sprawę nie angażuje się prokuratura, a osobą kierującą dokumenty do sądu jest sam pokrzywdzony. W przypadku zdecydowanej większości innych przestępstw jest odwrotnie. To profesjonalne organy ścigania badają okoliczności zdarzenia i mają wyłączną legitymację do sporządzenia aktu oskarżenia.
Przeczytaj również:
Zniesławienie a zniewaga – na czym polega różnica?
Umorzenie sprawy Kai Godek – kim jest pokrzywdzony?
Skoro do wszczęcia sprawy uprawniony jest tylko pokrzywdzony, sąd na pierwszym etapie musi sprawdzić, czy oskarżyciel ma rzeczywiście taki status. Tutaj konieczne jest sięgnięcie do definicji, która znalazła się w art. 49 §1 Kodeksu postępowania karnego, gdzie przeczytamy, że:
Pokrzywdzonym jest osoba fizyczna lub prawna, której dobro prawne zostało bezpośrednio naruszone lub zagrożone przez przestępstwo.
W doktrynie prawniczej bezspornie zauważa się, że najistotniejsza jest tutaj bezpośredniość naruszenia czy zagrożenia dóbr człowieka przestępstwem. Za pokrzywdzonego będzie więc uznana jedynie taka osoba, którą osobiście dotknął dany czyn zabroniony. Z prywatnym aktem oskarżenia nie może więc wystąpić ten, kto chce wstawić się za rzeczywiście poszkodowanego człowieka. Nawet najbliżsi dla pokrzywdzonego mogą skierować sprawę do sądu dopiero po śmierci właściwego oskarżyciela.
Jako że Kaja Godek pomówiła pewną określoną grupę osób, za pokrzywdzonego można byłoby zatem zostać uznać jedynie jej przedstawiciela. W praktyce oznaczało to, że oskarżyciel musiałby w jakiś sposób wykazać, że jest gejem. To się jednak nie stało, dlatego sprawę umorzono z uwagi na brak skargi uprawnionego oskarżyciela. Jest to tzw. negatywna przesłanka procesowa, o której mowa w art. 17 §1 pkt 9 Kodeksu postępowania karnego.
Umorzenie sprawy Kai Godek – prawo do prywatności a cel instytucji skargi prywatnej
Już na pierwszy rzut oka widać, że sytuacja jest problematyczna. O ile w przypadku pomówienia przedstawicieli danego zawodu udowodnienie przynależności do grupy jest łatwe, o tyle tutaj sytuacja wygląda zgoła odmiennie. W pierwszej sytuacji wystarczy wskazać na dokument potwierdzający ukończenie studiów czy zatrudnienie na danym stanowisku. Osoby homoseksualne nie mogą natomiast – z oczywistych względów – przedstawić żadnego zaświadczenia. Nawet jeśli teoretycznie byłoby to możliwe, wymaganie tego trzeba by było uznać za sprzeczne z Konstytucją. Szczególnie chodzi tutaj o prawo każdego do prywatności i zachowania w tajemnicy informacji z nią związanych. Oczywiście teoretycznie sam zainteresowany mógłby wyrazić zgodę na ingerencję we własne życie osobiste, ale zdaje się, że nie powinno to warunkować odpowiedzialności karnej zniesławiającego.
Na sprawę trzeba też spojrzeć z drugiej strony. Rozszerzenie definicji pokrzywdzonego mogłoby sparaliżować wymiar sprawiedliwości i spowodować skutki odwrotne od zamierzonych. Łatwo sobie wyobrazić, że wiele osób mogłoby oskarżać chociażby polityków za pewne ogólne, skierowane do abstrakcyjnej grupy, stwierdzenia. Na myśl przychodzi tutaj od razu słynny występ Janusza Korwin-Mikkego w ramach akcji Hot16Challenge2. Aby złożyć przeciwko niemu akt oskarżenia, wystarczyłoby wskazać w sądzie, że jest się socjalistą albo chociażby wyznawcą tego typu poglądów. Doprowadziłoby to do sytuacji, w której każdy obywatel mógłby teoretycznie stać się oskarżycielem w każdej sprawie prywatnoskargowej, co wypaczyłoby sens tej instytucji. Jest nim bowiem ograniczenie napływu do sądów karnych spraw z pogranicza prawa cywilnego, będących najczęściej sporami między konkretnymi podmiotami prywatnymi.
Umorzenie sprawy Kai Godek – czy sprawa mogła zakończyć się inaczej?
Być może względy słuszności nakazywałyby bardziej liberalnie spojrzeć na definicję pokrzywdzonego, gdyby nie fakt, że zarysowany tutaj problem można wyeliminować w inny sposób. Można mówić tutaj o dostępności trzech dróg działania. Po pierwsze, jak już zauważono, Kaja Godek obraziła pewną grupę osób – gejów. Ochroną ich praw zajmuje się wiele stowarzyszeń i to one mogłyby próbować wskazywać siebie jako pokrzywdzonych. Trzeba tutaj zauważyć, że status ten przysługuje nie tylko osobom fizycznym, ale również osobom prawnym czy innym jednostkom organizacyjnym. Skierować sprawę do sądu mogłyby więc osoby uprawnione do ich reprezentacji, działając w ich imieniu. Być może w takiej sytuacji spojrzenie sądu na sprawę byłoby inne.
Po drugie, każda sprawa prywatnoskargowa może być objęta ściganiem przez prokuraturę. Pozwala na to art. 60 §1 Kodeksu postępowania karnego, gdzie czytamy, że:
W sprawach o przestępstwa ścigane z oskarżenia prywatnego prokurator wszczyna postępowanie albo wstępuje do postępowania już wszczętego, jeżeli wymaga tego interes społeczny.
Jest to jedyna sytuacja, w której w tego typu sprawie po stronie oskarżyciela może stanąć ktoś inny niż sam pokrzywdzony. W doktrynie przyjmuje się, że rzeczony interes społeczny występuje – między innymi – gdyby objęcie danego czynu ściganiem było zasadne ze względów ogólnoprewencyjnych. Poza tym przesłanką może być tutaj nagłośnienie danego zdarzenia i ogólne zbulwersowanie nim opinii publicznej. Wydaje się więc, że teoretycznie prokuratura mogłaby zająć się omawianą tutaj sprawą.
Po trzecie natomiast, można byłoby w tej sytuacji pomyśleć o złożeniu przeciwko Kai Godek zawiadomienia o popełnieniu następujących wykroczeń:
- art. 51 §1 kodeksu wykroczeń – Kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.
- art. 141 kodeksu wykroczeń – Kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.
Wydaje się, że wykazanie wystąpienia znamion tych czynów byłoby tutaj możliwe. Trzeba jednak zauważyć, że w sprawę musiałaby zaangażować się policja albo prokuratura. Każde wykroczenie ścigane jest bowiem wyłącznie publicznie.