Wymuszający pierwszeństwo nie zawsze jest winny
W jednym z ostatnich artykułów opisałem internetową dyskusję pod doniesieniem prasowym o wypadku z udziałem kierującego samochodem osobowym i rowerzysty przejeżdżającego po przejściu dla pieszych. Moim celem było wyjaśnienie, że winnym zdarzenia drogowego jest ten, który bezpośrednio przyczynił się do jego powstania. Mniej istotne natomiast jest kto i ile zasad ruchu drogowego naruszył.
Czasem więc sprawcą nie będzie kierowca wymuszający pierwszeństwo, mimo że dla wielu jest to niezrozumiałe. Właśnie tak zakończyła się sprawa ostatnio rozpatrywana przez Sąd Apelacyjny w Łodzi.
Duża prędkość, skrzyżowanie, dramatyczny wypadek
Sierpniowy wieczór. Już ciemno, ale to jeszcze nie czarna noc. Droga jest bowiem dobrze oświetlona. Jest sucho, warunki są dobre do jazdy. Skrzyżowanie. Kierująca samochodem osobowym zamierza skręcić w lewo. Podjeżdża do środka jezdni. Zatrzymuje się i przepuszcza pojazdy jadące na wprost. Następnie powoli i ostrożnie rusza, toczy się z prędkością 10km/h. Będąc już w trakcie wykonywania manewru, a właściwie pod jego koniec, następuje uderzenie. To kierowca motocykla odbija się od samochodu i ginie na miejscu. Jego pojazd leci dalej i zatrzymuje się daleko od miejsca zdarzenia.
Później biegli ustalą, że kierująca samochodem osobowym nie zauważyła motocyklisty z dwóch powodów. Po pierwsze, poruszał się on z prędkością około 120 km/h. Wszystko to w miejscu, gdzie obowiązywało ograniczenie do 50 km/h. Po drugie, jednoślad wyjechał zza wierzchołka wzniesienia, oddalonego od miejsca wypadku o 55 metrów. Jednoznacznie stwierdzono, że te dwa czynniki stanowiły śmiertelne połączenie. Nie sposób jest przecież w takich warunkach dostrzec pojazdu przemieszczającego się z tak dużą prędkością. Pojawił się on bowiem w miejscu widocznym z poziomu skrzyżowania zaledwie ok. 1,5 sekundy przed uderzeniem. Chwile wcześnie można było zauważyć jedynie łunę świateł pojazdu, ale dokonanie oceny prędkości na podstawie jej obserwacji jest niemożliwe nawet dla specjalisty.
Winny motocyklista, mimo że to na nim wymuszono pierwszeństwo
Sądy obydwu instancji oparły swoje rozstrzygnięcia właśnie głównie na rzeczonej opinii biegłego. Powództwo osób najbliższych dla zmarłego motocyklisty zostało prawomocnie oddalone. Oznacza to, że za sprawcę wypadku uznano właśnie jego. Wiele osób może się zdziwić, bowiem formalnie to kierująca samochodem osobowym wymusiła pierwszeństwo. Musiała przecież ustąpić wszystkim pojazdom poruszającym się z przeciwka. Tak stanowią przepisy. W art. 25 ust. 1 ustawy – Prawo o ruchu drogowym czytamy, że Kierujący pojazdem, zbliżając się do skrzyżowania, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa pojazdowi nadjeżdżającemu z prawej strony, a jeżeli skręca w lewo – także jadącemu z kierunku przeciwnego na wprost lub skręcającemu w prawo.
Na pewno pojawią się też osoby, które stwierdzą, że motocyklista „tylko” przekroczył prędkość. Taki pogląd nie może dziwić, bowiem w naszym kraju istnieje dość mocne przyzwolenie na nieprzestrzeganie ograniczeń, szczególnie tych ustalanych na poziomie 50 km/h. Przeciwnicy teorii o winie motocyklisty mogą również posłużyć się argumentem dotyczącym tzw. „zasady ograniczonego zaufania”. Z całą pewnością niektórzy powiedzą, że kierująca samochodem osobowym powinna przewidzieć, że inny użytkownik drogi może poruszać się za szybko.
Sądy o zasadach ruchu drogowego
Takich argumentów używali w przedmiotowej sprawie powodowie. Nie spotkały się one jednak z uznaniem Sądów. Po pierwsze, kategorycznie stwierdzono, że kierująca samochodem osobowym zastosowała się do zasady szczególnej ostrożności. W pierwszej fazie wykonywania manewru skrętu w lewo dojechała do środka jezdni i ustąpiła pierwszeństwa wszystkim pojazdom jadącym z przeciwka. Następnie rozejrzała się i ruszyła – powoli, lecz sprawnie. Po drugie, nie mogło być tutaj mowy o zajechaniu drogi. Pewne zachowanie uczestnika ruchu drogowego może być uznane za wymuszenie wtedy i tylko wtedy, gdy jest komu tego pierwszeństwa udzielić. W tym przypadku kobieta nie mogła dostrzec motocyklisty w momencie wykonywania manewru, więc nie miała jak mu ustąpić. Zdaniem Sądu I instancji, gdyby nałożyć na skręcającego obowiązek udzielenia pierwszeństwa również tym, których w momencie podejmowania decyzji o skręcie jeszcze nie widać, ruch byłby całkowicie sparaliżowany.
Sąd Apelacyjny odniósł się z kolei dość obszernie do przywołanej przez powodów „zasady ograniczonego zaufania”. Zauważył on, że jest ona mylnie rozumiana przez uczestników postępowania. Nie tworzy ona bowiem obowiązku przewidywania, że każda inna osoba na drodze zachowa się niepoprawnie. Nie sposób więc było wymagać od kierującej, aby założyła, że gdzieś daleko za wierzchołkiem wzniesienia może znajdować się szybko jadący motocykl. Wręcz przeciwnie, zdaniem Sądu, w normalnych warunkach drogowych uczestnik ruchu jest uprawniony do przyjęcia założenia, że wszyscy inni zachowują się zgodnie z przepisami. Tak było w niniejszym przypadku. Było ciemno, droga nie była prosta i płaska, kierująca po drodze nie mijała innych poruszających się szybko motocykli. Gdyby kobieta była zobowiązana przewidzieć, że gdzieś w pobliżu może znajdować się brawurowy kierowca, w praktyce nie mogłaby nigdy opuścić skrzyżowania ani w ogóle poruszać się po drogach publicznych.
Niezawinione wymuszenie pierwszeństwa
Ostatecznie więc uznano, że co prawda doszło do formalnego wymuszenia pierwszeństwa, jednakże to zachowanie nie było w żaden sposób zawinione przez kierującą. Biorąc pod uwagę prędkość motocyklisty, kobieta prowadząca samochód osobowy miała prawo go nie zauważyć. Gdyby więc ten stosował się do ograniczenia prędkości, pojawiłby się w polu widzenia kierowcy ok. 4 sekundy przed punktem kolizyjnym. Pozwoliłoby to albo na wyhamowanie albo po prostu na bezpieczne opuszczenie skrzyżowania przez auto. Biorąc to pod uwagę Sądy odmówiły przypisania kierującej winy w jakimkolwiek stopniu. Bezpośrednią przyczyną zdarzenia było więc wyłącznie rażące przekroczenie prędkości przez motocyklistę.
Czasem nie warto ferować wyroków
Oczywiście wyrok w tej sprawie nie wiąże innych sądów. Każdy przypadek musi być bowiem rozpatrzony indywidualnie. Warto jednak przyjrzeć się temu orzeczeniu i zweryfikować swoje poglądy na temat powiązania między samym formalnym wymuszeniem pierwszeństwa a sprawstwem. Nie zawsze ten, który znajdzie się na czyimś torze jazdy będzie uznany za winnego. Również konieczne jest świeże spojrzenie na „zasadę ograniczonego zaufania”, która w rzeczywistości nie działa tak jak sądzi chyba większość osób.