„Urban Legends” prawa autorskiego
Nie trzeba być prawnikiem-praktykiem, ani artystą, aby wiedzieć, że problematyka prawa autorskiego dotyka w jakimś stopniu każdego z nas. Dzieje się tak np. kiedy kupujemy dostęp do platform VOD, publikujemy treści on-line, a czasem nawet podczas wykonywania obowiązków ze stosunku pracy.
Analiza zachowań społecznych oraz teorii wysnuwanych na forum publicznym wskazuje na to, że funkcjonuje pewna ilość mylnych przekonań odnośnie prawa autorskiego. Często nie są one weryfikowane i powtarzają je kolejne osoby. Stąd też tytuł artykułu, który odwołuje się do zjawiska tzw. „miejskich legend” (ang. „urban legends”) czyli pozornie wiarygodnych informacji rozpowszechnianych na szeroką skalę w społeczeństwie.
Facebookowy łańcuszek – do kogo należą treści udostępniane na Facebooku?
Jeżeli korzystasz z Facebooka, to z dużym prawdopodobieństwem rzucił Ci się w oczy popularny ostatnimi czasy tzw. „łańcuszek”. Jego treść stanowi oświadczenie składane Facebookowi przez danego użytkownika, że nie wyraża on zgody na wykorzystywanie przez Facebooka zdjęć (lub innych materiałów) publikowanych przez tego użytkownika z uwagi na objęcie ich ochroną prawno-autorską. Uzasadnione wątpliwości budzi praktyczny wymiar tego oświadczenia.
Zacznijmy od początku. Zasadą jest, że prawo autorskie do utworu przysługuje twórcy – art. 8 ust. 1 Ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (dalej: „pr. aut.” lub „Ustawa”). Odstępstwa od tej reguły może wprowadzać ustawa. W kontekście omawianego zagadnienia jednak wyjątki te nie są relewantne. Utwór, zgodnie z art. 1 ust. 3 pr. aut., jest przedmiotem prawa autorskiego od chwili jego ustalenia, czyli „uzewnętrznienia” umożliwiającego jego percepcję przez inne niż twórca osoby[1] . Z powyższego można wyciągnąć pewien wniosek. Jeśli zrobimy np. zdjęcie zimowego krajobrazu i opublikujemy je na własnym profilu na Facebooku, to jesteśmy twórcą wyłącznie uprawnionym do korzystania z tego utworu (zdjęcia). Skąd więc falowa próba obrony swoich praw przed Facebookiem?
Regulamin Facebooka
W pierwszej kolejności należy odwołać się do regulaminu Facebooka[2] jako podstawowego aktu prawnego regulującego stosunki między Facebook, Inc. a użytkownikami. Interesujące nas postanowienia znajdują się w rozdziale 3. „Zobowiązania użytkownika na rzecz Facebooka i naszej społeczności” – pkt. 3: „Pozwolenia udzielone nam przez użytkowników”. W ust. 1 powołanego pkt. 3 Facebook potwierdza, że to użytkownik „jest właścicielem treści, które tworzy i udostępnia na Facebooku oraz w innych produktach Facebooka, z których korzysta, i żaden zapis niniejszego Regulaminu nie pozbawia użytkownika praw do jego własnych treści”. W pełni koresponduje to z podaną wyżej przeze mnie zasadą, iż prawa autorskie przysługują twórcy.
Aby przenieść skutecznie majątkowe prawa autorskie do stworzonych treści np. na Facebooka, zgodnie z prawem polskim, należałoby dokonać takiego przeniesienia praw na piśmie. Nawet gdyby regulamin Facebooka przewidywał takie „przeniesienie praw”, nie byłoby to zatem skuteczne z perspektywy prawno-autorskiej. Niemniej jednak prawdą jest, że korzystając z serwisu, udzielamy Facebookowi pewnych pozwoleń. Jest to w szczególności „niewyłączna, zbywalna, obejmująca prawo do udzielania sublicencji, bezpłatna, globalna licencja zezwalająca na obsługiwanie, wykorzystywanie, dystrybuowanie, modyfikowanie, uruchamianie, kopiowanie, publiczne odtwarzanie lub wyświetlanie, tłumaczenie jego (użytkownika[3]) treści i tworzenie na ich podstawie materiałów pochodnych”.
Oznacza to, że Facebook może korzystać na zasadzie niewyłącznej z materiałów, które tam udostępniliśmy. Przykładem korzystania przez Facebooka z naszych materiałów i treści są proponowane w serwisie okolicznościowe filmy. Innym przykładem są kolaże prezentujące wspomnienia związane z danym okresem lub znajomością. Co jeśli jednak nie chcemy udzielać Facebookowi takiej licencji? Odpowiedź na to znajduje się w ust. 1 in fine komentowanego punktu regulaminu. Otóż użytkownik może „zrezygnować” z licencji (wypowiedzieć ją), usuwając treści lub konto.
Oświadczenie na profilu
W świetle powyższego nie powinno budzić wątpliwości, że oświadczenie publikowane na profilu, w którym nie wyrażamy zgody na korzystanie z naszych opublikowanych materiałów, nie jest skuteczne. Paradoksalnie, Facebook nabywa licencję do korzystania także z treści takiego wpisu. Regulamin ma charakter wzorca umowy, do której przystępujemy, zakładając konto w serwisie Facebook. Jesteśmy zobowiązani do przestrzegania jego postanowień. Dlatego też nie jest skutecznym wypowiedzenie licencji poprzez złożenie oświadczenia na swoim profilu. Wątpliwe, czy takie oświadczenie można by w ogóle uważać za skutecznie złożone Facebookowi. Publikowanie zatem treści popularnego łańcuszka może jedynie dowieść nieznajomości regulaminu oraz zasad prawa autorskiego.
Źródło „internet”, czyli jak wskazać pochodzenie utworu
Przeglądając publikacje internetowe, wielokrotnie natknęłam się na różne koncepcje oznaczania utworów przez osoby je udostępniające. Jedną z nich jest podawanie tytułowego: „źródło: internet”. Ale czy stanowi to wystarczającą realizację praw twórcy?
Jest to zagadnienie dotyczące sfery autorskich praw osobistych. Zgodnie z art. 16 pkt 2) Ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (dalej: „pr. aut.” lub „Ustawa”) twórcy przysługuje autorskie prawo osobiste do oznaczenia utworu swoim nazwiskiem lub pseudonimem albo do udostępniania go anonimowo. Oznacza to, że sam twórca decyduje, jak autorstwo jego utworu powinno być oznaczone – przez podanie nazwiska, pseudonimu lub może anonimowo.
Ustawa nie formułuje reguł, które pozwalałyby na rozstrzygnięcie sposobu oznaczenia utworu, jeżeli nie został on uzgodniony w treści czynności prawnej dokonanej między twórcą a osobą korzystającą. Wskazówki natomiast pojawiają się w orzecznictwie. W wyroku Sądu Apelacyjnego w Krakowie z dnia 29.10.1997 r. wydanego w sprawie o sygnaturze I ACa 477/97 Sąd przyjął w zakresie wykonywania prawa z art. 16 pkt. 2) pr. aut., że: „należy domniemywać jego pozytywne wykonanie, tj. decyzję twórcy o rozpowszechnianiu utworu ze wskazaniem jego nazwiska lub pseudonimu; natomiast negatywne wykonanie tego prawa, tj. decyzja twórcy o zatajeniu jego autorstwa musi wynikać z wyraźnego oświadczenia woli twórcy”.
Kwestie sporne
W praktyce oznacza to przyjęcie przez osobę korzystającą z utworu, w braku odmiennych ustaleń, że twórca chciał, aby jego autorstwo zostało uwidocznione. W rozstrzygnięciu innej kwestii, tj. czy utwór oznaczyć nazwiskiem czy pseudonimem, pomocne może być orzeczenie sprzed ponad 90-ciu lat. Zostało ono wydane przez Sąd Najwyższy w dniu 6.06.1928 r. w sprawie o sygnaturze: K 715/28. Po dziś dzień nie straciło ono na aktualności. Wynika z niego, że „zawsze, gdy autor przysyła do druku utwór, podpisany swem nazwiskiem lub pseudonimem, to tem samem wyraża żądanie, aby utwór ten został umieszczony z takiem właśnie ujawnieniem jego twórcy, nie zaś innem (…)” (pisownia oryginalna). Dla korzystającego oznacza to, że w zależności od tego jak twórca sam oznaczył swoje autorstwo, tak samo powinien uwidaczniać je korzystający.
W wypadku korzystania z utworu na podstawie dozwolonego użytku kwestię tę reguluje dodatkowo art. 34 pr. aut. Stanowi on, że warunkiem korzystania z utworu w ramach dozwolonego użytku jest wymienienie imienia, nazwiska twórcy oraz źródła. W kontekście uwag na tle art. 16 pkt 2) pr. aut. należy stwierdzić, że wyżej wskazany obowiązek może zostać wypełniony, tylko jeśli utwór rozpowszechniono z oznaczeniem autorstwa, tj. z podaniem nazwiska lub pseudonimu. Z kolei jeśli utwór został rozpowszechniony anonimowo, to podanie imienia i nazwiska twórcy może stanowić naruszenie prawa do autorstwa[4].
Wymóg podania źródła
Co należy rozumieć pod pojęciem wymogu podania źródła? w doktrynie przyjmuje się, że chodzi o takie informacje jak: tytuł utworu, nazwa, nazwisko redaktora, nazwa (firma) wydawcy, producenta, miejsce i rok wydania. Przy czym warto dodać, że informacje te nie muszą być podane łącznie. Odnośnie utworów opublikowanych w internecie może to być z kolei podanie adresu strony WWW, na której utwór jest udostępniony[5].
Reasumując, oznaczenie źródła wykorzystanego utworu jako „Internet” lub „Google grafika” jest niewystarczające. Po pierwsze dlatego, że nie realizuje prawa do autorstwa przysługującego twórcy (chyba, że dany utwór jest rozpowszechniany anonimowo). Po drugie w wypadku powoływania się na dozwolony użytek, nie jest ono dostatecznie precyzyjne i powinno obejmować co najmniej adres witryny, z której utwór został zaczerpnięty.
Zastrzeżenie autorstwa – czy muszę podpisywać swoje prace?
Odpowiedź na to pytanie wynika po części z opracowania pierwszych dwóch zagadnień. Jak już wspomniałam, kwestia sposobu oznaczania utworu należy do sfery praw osobistych przysługujących twórcy (art. 16 pkt 2) pr. aut.). Prawo autorskie powstaje co do zasady na rzecz twórcy z chwilą ustalenia utworu (art. 1 ust. 3 w zw. z art. 8 ust. 1 pr. aut.).
Warto uzupełnić ten wątek o stwierdzenie, iż nabycie praw autorskich przez twórcę następuje z mocy prawa z chwilą stworzenia utworu i jest rezultatem aktu realnego a nie aktu prawnego[6]. Oznacza to, że nie jest konieczny żaden dodatkowy akt staranności, aby zagwarantować sobie, jako twórcy, prawo autorskie do własnego utworu. Warto wspomnieć jedynie informacyjnie, iż pod rządami Ustawy prawo autorskie z 1952 r. art. 2 §1 tej ustawy stanowił, że kategoria utworów fotograficznych dla celów objęcia ich ochroną prawno-autorską wymaga uwidocznienia na takim utworze zastrzeżenia prawa autorskiego. Zastrzeżenie to nie miało treści określonej ustawowo. Niemniej jednak powinno było w sposób wyraźny ujawniać wolę twórcy traktowania zdjęcia jako utworu podlegającego ochronie.
Podpis czasem ma znaczenie
Obecnie Ustawa nie formułuje takich wymogów w odniesieniu do którejkolwiek z kategorii utworów. Czy podpis ma zatem jakieś znaczenie? Odpowiedź brzmi: w niektórych wypadkach tak. Zgodnie z art. 8 ust. 2 pr. aut.: „Domniemywa się, że twórcą jest osoba, której nazwisko w tym charakterze uwidoczniono na egzemplarzach utworu lub której autorstwo podano do publicznej wiadomości w jakikolwiek inny sposób w związku z rozpowszechnianiem utworu”.
Jest to domniemanie prawne, iż danej osobie przysługuje autorstwo utworu. W sytuacji wątpliwości co do autorstwa, przy jednoczesnym braku przeciwdowodu, gdy np. na egzemplarzu zostało uwidocznione nazwisko danej osoby jako autora, organ rozstrzygający taką sprawę będzie zobowiązany przyjąć jako fakt stwierdzony. Zatem dla objęcia ochroną prawno-autorską utworu podpis nie ma znaczenia. Jednak jest on jednym z warunków umożliwiających ewentualne skorzystanie w przyszłości z opisanego wyżej domniemania.
Zasada 7 sekund
Kilkukrotnie spotkałam się z argumentacją, iż można korzystać z cudzego utworu, ale pod pewnym warunkiem. Mianowicie: długość wykorzystanego fragmentu (ewentualnie czas prezentacji utworu) nie przekracza określonej ilości czasu. W niektórych opiniach pojawia się właśnie próg 7 sekund. Stąd też pochodzi zwyczajowa nazwa: „zasada 7 sekund”. Od razu należy powiedzieć, że teoria ta nie znajduje uzasadnienia na gruncie przepisów polskiej Ustawy.
Źródło tej „zasady” nie jest dokładnie znane. Może mieć w sobie ziarno prawdy. Przykładowo może być fragmentem jakiegoś orzeczenia wydanego w innym państwie lub pochodzić z regulaminu korzystania z określonych dóbr niematerialnych. Ewentualnie może stanowić wyraz mylnie pojmowanego dozwolonego użytku lub tzw. „doktryny nobody cares”[7] (tj. „może nikt nie zauważy”). Na pewno jednak nie jest to norma prawna mająca generalne i abstrakcyjne zastosowanie. Przypadki dozwolonego użytku uregulowane w naszej Ustawie rzadko kiedy odnoszą się do rozmiaru utworu, którego dotyczy korzystanie (np. art. 25 ust.1 pkt 1 i 2), art. 261, art. 29 pr. aut.). Jednakże nawet w takich wypadkach nie są to konkretne przedziały czasowe, a raczej określenia takie jak „fragmenty”, „urywki” lub „krótkie wyciągi/streszczenia”.
Kryterium korzystania z różnych postaci dozwolonego użytku jest raczej ich cel lub funkcja, które je uzasadniają, niż konkretny wymiar czasowy. Pewne podobieństwa w poszczególnych przypadkach mogłaby wykazywać na gruncie polskiej Ustawy instytucja prawa cytatu (art. 29 pr. aut.). Podkreślenia jednak wymaga fakt, że decydującym kryterium uznania za cytat włączenia cudzego utworu do własnego nie jest czas trwania cytowanego utworu lub jego fragmentu.
Warto sięgać do sprawdzonych źródeł
Niniejsze opracowanie nie wyczerpuje całości tematu, jakim jest konfrontacja mylnych wyobrażeń na temat prawa autorskiego z rzeczywistością. Może ono jednak stanowić dla czytelnika punkt wyjścia do samodzielnego poszukiwania dalszych źródeł i informacji pozwalających na zweryfikowanie swojej wiedzy. Zawsze należy zachować czujność. Warto mieć w sobie odrobinę krytycyzmu, szukając informacji lub otrzymując je od osób niezajmujących się zawodowo prawem. Mam nadzieję, że artykuł ten pozwolił rozwiać niektóre wątpliwości lub był okazją do poszerzenia wiadomości w zakresie prawa autorskiego.
[1] Barta Janusz (red.), Markiewicz Ryszard (red.), Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Komentarz, wyd. V, 2011
[2] https://www.facebook.com/legal/terms/update
[3] przyp. aut.
[4]Prawo autorskie. Komentarz. red. D. Flisak, 2015 r.
[5] Ibidem.
[6] Barta Janusz (red.), Markiewicz Ryszard (red.), Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Komentarz, wyd. V, 2011
[7] http://www.trademarkandcopyrightlawblog.com/2017/08/a-copyright-fable-debunking-the-seven-second-rule/